Daniel Popiela: W Rzepienniku zabrakło współpracy

– W rundzie wiosennej zdobyliśmy 22 punkty przy słabszej kadrze niż na jesień. To pokazuje, że ta drużyna zasłużyła na utrzymanie się. Był w niej duży potencjał piłkarski, a tacy zawodnicy jak: Marek Popiela, Konrad Kamiński, czy Damian Kucharczyk to piłkarze, którzy spokojnie poradziliby sobie w 5 lidze. Patrząc na rundę wiosenną, było dużo słabszych drużyn niż Rzepiennik – mówi Daniel Popiela, były trener KS Rzepiennik Strzyżewski.

Gdyby mógł pan cofnąć czas, to również zrezygnowałby pan z prowadzenia klubu ze Zgłobic i skusiłby się na prowadzenie klubu z Rzepiennika Strzyżewskiego?

Zdecydowanie tak. Zanim objąłem zespół, obejrzałem dwa mecze Rzepiennika i wiedziałem, że ta drużyna ma potencjał piłkarski. Miałem oczywiście świadomość z pozycji, jaką w tabeli zajmował Rzepiennik po rundzie jesiennej, ale mocno wierzyłem, że jesteśmy w stanie się utrzymać w lidze okręgowej. Lubię wyzwania. Zarówno mnie, jak i działaczy interesowała dłuższa współpraca i podkreślałem, że nawet jeżeli spadniemy, trzeba będzie zbudować drużynę na ponowny awans do „okręgówki”.

Czego zatem zabrakło, aby utrzymać Rzepiennik w lidze okręgowej?

Najprościej można odpowiedzieć, że 2 punktów… Praktycznie tylko w meczu z rezerwami Unii Tarnów byliśmy dużo słabsi i faktycznie ciężko było tam o punkty. Reszta przeciwników była w naszym zasięgu. Zabrakło przede wszystkim szerszej kadry, bo praktycznie jeździliśmy mecze w 12, 13 osób, a bardzo ciężko było przeprowadzić transfery w zimie. Drużyna była w dołku psychicznym po rundzie jesiennej i potrzebowała dużo czasu, zanim zaczęła mi ufać jako trenerowi, a co za tym idzie wierzyć, że cel w postaci utrzymania się jest do zrealizowania.

Rzepiennik Strzyżewski był zespołem, który bez większych problemów mógłby rywalizować z innymi drużynami na poziomie ligi okręgowej?

Zdecydowanie tak. W rundzie wiosennej zdobyliśmy 22 punkty przy słabszej kadrze niż na jesień. To pokazuje, że ta drużyna zasłużyła na utrzymanie się. Był w niej duży potencjał piłkarski, a tacy zawodnicy jak: Marek Popiela, Konrad Kamiński, czy Damian Kucharczyk to piłkarze, którzy spokojnie poradziliby sobie w 5 lidze. Patrząc na rundę wiosenną, było dużo słabszych drużyn niż Rzepiennik. Nie zapominajmy również o zapleczu, jakim dysponuje klub. Jest on na bardzo wysokim poziomie i tym bardziej szkoda wycofania się. Mocno wierzę, że Rzepiennik szybko wróci na mapę piłkarską. Jest bardzo dużo osób, którym leży na sercu dobro tego klubu. Trzeba tylko dobrze ze sobą współpracować.

Był pan zaskoczony tym, że w tym sezonie Rzepiennik wycofał się z rozgrywek? Dowiedział się pan o tym w ostatniej chwili, czy już wcześniej otrzymywał sygnały, że może do tego dojść?

Patrząc na sytuację z obecnej perspektywy, raczej nie jestem zaskoczony. Oczywiście bardzo szkoda, że tak się stało, ale miało wpływ na to wiele czynników. W większości one mnie nie dotyczą, więc nie chciałbym o nich mówić. Po spadku robiliśmy wszystko z działaczami, aby drużynę wzmocnić i na pierwszym treningu było 19 osób, ale z każdym następnym treningiem zawodników było coraz mniej. Moim zdaniem zabrakło trochę odpowiedzialności i współpracy wewnątrz klubu.

Takie sytuacje mobilizują do dalszej pracy, jako trener, czy wpływają na przyszłość negatywnie, zwłaszcza patrząc na to, że coraz więcej klubów z niższych lig boryka się z różnymi problemami?

Problem finansowy lub kadrowy to ostatnio bardzo częsty problem drużyn z niższych lig. Myślę, że każdy trener chciałby mieć komfort pracy w postaci 20 zawodników na treningu. Trzeba mieć świadomość, że w niższych ligach jest to praktycznie niemożliwe. Dla zawodników piłka nożna jest czymś dodatkowym i również trener musi się dostosować do tej specyfiki pracy. Sam jednak, nawet z najgorszych sytuacji próbuję wyciągnąć coś pozytywnego dla siebie.

Jakim trenerem na co dzień jest Daniel Popiela? Stara się pan być kumplem dla zawodników, czy jednak wymagającym szkoleniowcem?

To pytanie powinno być skierowane do zawodników, z którymi pracowałem. Moją dotychczasową pracę trenerską na razie można podzielić na dwie części – pierwszą, kiedy byłem trenerem juniorów, gdzie przygotowywałem chłopaków do piłki seniorskiej pod kątem piłkarskim, ale także a może przede wszystkim mentalnym. Druga to praca w seniorach w niższych ligach, gdzie trochę musisz się dostosować do warunków, w których pracujesz. Musisz mieć świadomość, że chłopaki przychodzą na trening po pracy, że czasami na treningu masz 8, 10 zawodników. Na pewno jestem zawsze mocno zaangażowany i tego samego wymagam od zawodników.

Można zauważyć, że zespoły, które do tej pory pan trenował, chcą grać piłką. To pana filozofia na futbol w niższych ligach?

Filozofia w niższych ligach? Hmm… Na pewno biorę pod uwagę, jaki potencjał mam w drużynie i dopiero wtedy planuję jak go wykorzystać w 100 proc. Musimy pamiętać, że w lidze okręgowej trenuje się 2,3 razy w tygodniu więc mamy trochę ograniczone możliwości. Mocno zwracam uwagę na grę w defensywie, a w ofensywie staram się wykorzystać możliwości zawodników, których posiadam.

Po przygodzie z Rzepiennikiem chciałby pan spróbować swoich sił, ponownie jako trener zespołu z ligi okręgowej, czy też nie gardziłby pan ofertami z A-klasy, czy B-klasy?

Oczywiście, że nie zraziłem się tą sytuacją, która spotkała mnie w Rzepienniku. Jest to dla mnie duże doświadczenie. Jako trener jestem zadowolony z pracy, jaką wykonaliśmy, czego na pewno dowodem są punkty, które zdobyliśmy na wiosnę. Jak najbardziej jestem gotowy do pracy trenerskiej i jeżeli pojawi się ciekawa propozycja, na pewno ją rozważę.

Będąc trenerem w naszym regionie, gdzie znajduje się tzw. sufit? Myśli pan, że kiedyś uda się poprowadzić jakiś zespół z poziomu centralnego?

Myślę, że każdy trener uczy, szkoli się, aby pracować w jak najwyższej lidze. Im wyższa liga, tym większy komfort pracy i każdy powinien do tego dążyć. Dzisiaj bardzo popularny stał się „zawód” trenera i w regionie pojawiło się ich wielu. Z naszego regionu bardzo dobrą robotę wykonują Tomasz Juszczyk w Wolanii, czy Łukasz Bartkowski w Legionie Pilzno. Niech to nie zabrzmi na brak ambicji z mojej strony, ale ciężko byłoby mi pracować na poziomie centralnym ze względu na pracę zawodową. Nie ma co ukrywać, że dzisiaj praca trenerska to dla mnie przede wszystkim pasja i pozytywne emocje.

Widzi pan się kiedyś na ławce trenerskiej pana ukochanej Unii Tarnów?

Tak, Unia to mój ukochany klub i zawsze będę miał wielki sentyment do niego, ale dzisiaj to już inny klub. Praktycznie nie ma w nim ludzi, którzy kiedyś mocno utożsamiali się z Unią, którzy w momencie, kiedy klub miał wielkie problemy byli z nim. Jest teraz „moda” na zatrudnianie byłych zawodników jako trenerów, asystentów w klubie lub akademii. W Unii tego nie ma. Jestem trzy razy w tygodniu na terenie klubu i nawet zdarza mi się usiąść na ławce, ale tylko jako kibic mojej córki Blanki, która trenuje w żakach…

Rozmawiał: Sebastian Czapliński

Skomentuj artykuł:
Udostępnij na swoim koncie: