Gerard Kwiek – człowiek, który zatrzymał medalistę Mistrzostw Europy

Podsumowaniem halowych zmagań tej zimy w Tuchowie będzie III Memoriał im. Gerarda Kwieka, który odbędzie się 22 stycznia. Kim był Gerard Kwiek dla regionalnej piłki? Okazuje się, że osobą, którą trudno będzie zastąpić, a świadczą o tym wspomnienia ludzi, którzy spotkali go na swojej drodze…

Silny jak skała

Gerard Kwiek był lekarzem specjalistą chirurgii ogólnej i chirurgii naczyniowej. Przez całe życie zawodowe pracował w Szpitalu im. E. Szczeklika w Tarnowie, a w latach 1994-1999 pełnił funkcję zastępcy dyrektora ds. lecznictwa stacjonarnego Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Tarnowie. To on był jednym ze współtwórców nowoczesnej chirurgii naczyniowej w tym mieście, a zatem także dzięki niemu na oddziale chirurgicznym „starego” szpitala od lat wykonuje się skomplikowane zabiegi naczyniowe. Związany był też z poradnią chirurgiczną Przychodni Rejonowej w Tuchowie. Gerard Kwiek był jednocześnie filantropem i działaczem sportowym. W środowisku piłkarskim jego nazwisko jest dobrze znane. Niektórzy trenerzy często wspominają, jak dowoził własnym samochodem zawodników na mecze piłkarskie. Przed rozpoczęciem studiów, pochodzący z Tuchowa Kwiek, grał jako piłkarz w miejscowej Tuchovii. Z kolei w latach 90. był lekarzem klubowym Unii Tarnów, która przez pięć sezonów występowała wtedy na zapleczu ekstraklasy. Od 2008 roku piastował stanowisko prezesa Miejskiego Klubu Sportowego Tuchovia. Za jego kadencji klub osiągnął najlepszy w swojej historii wynik – zakończył rozgrywki IV ligi małopolskiej na drugim miejscu. Zmarł nagle 13 lipca 2014 roku w wieku 62 lat.

– W czasach Tuchovii grałem z nim w parze stoperów. To był niesamowity zawodnik. Silny jak skała, grał bardzo twardo. Łokcie trzymał szeroko i wygrywał większość pojedynków główkowych. Fantastyczny piłkarz – mówi Zbigniew Styrkowiec, były kolega klubowy Gerarda Kwieka. – Zarówno na boisku, jak i w życiu prywatnym wszystko musiał mieć poukładane. Świetnie zarządzał drużyną podczas spotkania. Ustawiał obrońców, pomocników, napastników. Był prawdziwym przywódcą, a przede wszystkim żył futbolem. Poświęcał się Tuchovii bez reszty.

W podobnym tonie wypowiada się inny były kolega z zespołu Tuchovii, Bogdan Płachno. – Świetnie grało mi się z „Gierkiem”. Co prawda był on starszy ode mnie i w czasach, kiedy reprezentowałem Tuchovię, był u schyłku swojej przygody z piłką, ale wspominam go bardzo dobrze. Przyjaźniłem się z nim i z jego rodziną. Miał trzech braci, którzy też grali w Tuchowie. Wszyscy razem wnosili bardzo dużo do tego klubu nie tylko sportowo, ale też pod względem kultury osobistej. Oprócz tego, że był później prezesem tego klubu, to był także jego sponsorem. W zasadzie dziś Tuchovia może tylko żałować, że straciła takiego człowieka. Nie zdarzyło się, aby z własnej winy opuścił trening lub mecz. Pamiętam, jak w jednym ze spotkań Unii Tarnów złamałem wyrostki kręgosłupa i wylądowałem w Tarnowie w szpitalu. Gdyby nie jego pomoc i momentalne zaangażowanie się w mojej sprawie, to nie wiem, czym ta kontuzja by się skończyła… Miałem rok nie grać w piłkę, a okazało się, że już po pół roku biegałem z piłką przy nodze…

Człowiek, który zatrzymał medalistę Mistrzostw Europy

Bogdan Płachno wspomina jeszcze jedno wydarzenie, które utkwiło w jego pamięci z udziałem Gerarda Kwieka. – Pamiętam nasz mecz z Igloopolem Dębica na wyjeździe. W drużynie rywali grał Andrzej Garlej, były piłkarz Wisły Kraków oraz brązowy medalista Mistrzostw Europy do lat 18 z 1972 roku. W jednej z akcji chciał założyć Gerardowi „siatkę”, czyli przepuścić piłkę między jego nogami. Gerard go zablokował i wybił piłkę, po czym spojrzał na Andrzeja Garleja i powiedział – „Ależ pan zdziadział, panie Garlej…” – śmieje się Bogdan Płachno.

W samych superlatywach o Gerardzie Kwieku wypowiada się także Jacek Ropski, który w przeszłości reprezentował barwy Tuchovii i Unii Tarnów. – Poznałem go w latach 1985/1986. Wówczas spotkaliśmy się w barwach Tuchovii. Był naprawdę dobrym zawodnikiem i wyróżniającym się stoperem w lidze. Ciężko go było przejść. Wyznawał zasadę, że piłka może przejść, ale napastnik nigdy. Później spotkaliśmy się na Unii Tarnów, gdzie pełnił funkcję lekarza klubowego. Znał się na swoim zawodzie, jak mało kto. Zresztą piłce poświęcał każdy swój wolny czas. Potrafił wsiąść w samochód i w ciągu kilku godzin przyjechać w te rejony z Krakowa, gdzie na co dzień studiował medycynę.

Z kolei Zbigniew Kordela, były trener Unii Tarnów mówi, że Gerard Kwiek był świetnym fachowcem w sprawach medycznych. – Gerard był naszym lekarzem klubowym. Jeździł z nami na obozy, zabezpieczał mecze, konsultowaliśmy z nim urazy naszych zawodników. Znaliśmy się także prywatnie. Byliśmy blisko ze sobą związani, jak również z jego rodziną. Kiedy objął stery prezesa Tuchovii, zaproponował mi na koniec mojej kariery trenerskiej posadę trenera w tym klubie. Przyjąłem ją i pomagałem mu prowadzić zespół. Bez wątpienia był fanatykiem sportu. Nawet mając już swoje lata, graliśmy na hali w drużynie oldbojów. Byliśmy naprawdę bliskimi przyjaciółmi… Szkoda, że nie ma go już wśród nas…

Brak syna nigdy mu nie przeszkadzał

Gerard Kwiek był nie tylko lekarzem, piłkarzem i prezesem klubu, ale także kochającym mężem i ojcem. Miał dwie córki. Jedna z nich, czyli Jadwiga Kwiek – Brzegowy nie ukrywa, że futbol był dla jej taty czymś wyjątkowym. – Tata był zżyty z futbolem aż za bardzo. Jako małe dziecko pamiętam, jak tata grał w piłkę, jak przychodził do domu ubrany w strój Tuchovii. Kiedy został już prezesem klubu, to praktycznie każdy swój wolny czas poświęcał klubowi z Tuchowa. Jeździł na wszystkie mecze. Proporczyki różnych klubów piłkarskich z regionu wręcz zalewały nasz dom. Było ich mnóstwo. Pomimo tego, że był lekarzem klubowym Unii Tarnów, to zawsze powtarzał, że to Tuchovię ma w swoim sercu. Kiedy z siostrą byłyśmy małe, to tata często zabierał nas na spotkania ligowe klubu z Tuchowa. Jeździliśmy na spotkania razem z piłkarzami i dziś traktuję to jako ważną część swojego dzieciństwa – mówi Jadwiga Kwiek-Brzegowy i dodaje, że jej ojcu nigdy nie przeszkadzało to, że nie miał syna. – Mój tata nigdy nie powiedział, że brakuje mu syna, którego mógłby zarazić pasją do futbolu, chociaż nie ukrywał, że wraz z mamą chcieli mieć więcej dzieci, jednak wyszło, jak wyszło… Dziadkiem został po raz pierwszy, kiedy na świat przyszła jego wnuczka. Był w niej wręcz zakochany. On naprawdę uwielbiał dziewczynki, czy to w postaci mnie i siostry, czy też swojej wnuczki. Nigdy też nie zachęcał nas do tego, abyśmy w jakimś stopniu miały zastępować mu syna, czyli zakładać koszulkę, krótkie spodenki i uganiać się za piłką. Futbol był dla niego i nie starał się narzucać tej pasji innym osobom.

Jarosław Kaniewski ze Stowarzyszenia Pasja Futbolu, które 22 stycznia organizuje w Tuchowie 3. edycję turnieju pamięci Gerarda Kwieka, jest przekonany, że impreza, podobnie, jak miało to miejsce w latach ubiegłych, będzie cieszyła się ogromnym zainteresowaniem. – Osobiście znałem Gerarda Kwieka, z którym miałem możliwość współpracować przez rok. Uważam, że był to prawdziwy pasjonat futbolu i wspaniały człowiek, dlatego od 3 lat organizuję turniej jego pamięci. Turniej przeznaczony jest dla drużyn oldbojów. Poprzednią edycję wygrała drużyna Westovii Tarnów. Oprócz tej ekipy na starcie zmagań stanęły takie zespoły, jak: Armatura Kraków, Limanovia Limanowa, Partizan Bardejov (Słowacja), Polan Żabno, Polonia Rzeszów, Tarnovia Tarnów, Tuchovia Tuchów, Unia Tarnów i Wieczysta Kraków. Dodatkowo podczas ostatniej edycji mogliśmy podziwiać w akcji kilku byłych reprezentantów Polski w futsalu, jak: Krzysztof Filipczak, czy Robert Dąbrowski – mówi Jarosław Kaniewski i dodaje – W tym roku wystąpi 9 zespołów. Są wśród nich nowe ekipy takie, jak: Karpaty Krosno, czy Kolbuszowianka Kolbuszowa. Serdecznie zapraszam 22 stycznia na halę tuchowskiego MOSiR-u już od godz. 9. Emocji na pewno nie zabraknie.

Autor: Sebastian Czapliński