Jacek Słota: Chciałbym spełnić marzenie z dzieciństwa

– Moim marzeniem jest, abyśmy razem z chłopakami z Gromnika zagrali w 4. lidze. Spełniłbym wówczas swoje marzenie z dzieciństwa. Kiedy pojawiłem się jako kibic na spotkaniu Bruk-Bet Termaliki i widziałem przygotowywany do meczu stadion, to sam chciałem znaleźć się na miejscu tych zawodników. W nowej 4. lidze poczułbym już przynajmniej niewielką namiastkę zawodowstwa. Chcę tego doświadczyć! – mówi Jacek Słota, pomocnik GKS-u Gromnik.

Wraz z GKS-em Gromnik wygraliście ligę okręgową w cuglach. Przed sezonem sądziliście, że będzie, aż tak łatwo?
Nie, na pewno nie. Poza tym, nie sądzę, aby było łatwo. To, że zdobyliśmy, aż tyle punktów nie świadczy o tym, że wygrywaliśmy mecze na stojąco. W wielu spotkaniach solidnie musieliśmy się napocić. Przed sezonem każdy z nas wiedział, że możemy zakończyć rozgrywki na 1. miejscu i na szczęście ostatecznie okazaliśmy się najlepsi.

Który z rywali dał wam najbardziej w kość?
Było kilka naprawdę dobrych zespołów. Świetną rundę wiosenną miała drużyna z Rzuchowej. Naprawdę podobali mi się, jak grali w piłkę i jak dobre wyniki osiągali. Mocna była też Tuchovia. Jeżeli miałbym wyróżnić kogoś indywidualnie, to uważam, że w każdym zespole znajdował się zawodnik, który mógł sam odwrócić losy spotkania. Wrażanie mógł zrobić Helton Goncalves z Jastrząbki Nowe-Żukowice. Na boisku prezentował się, jak atleta. Widać, że jest bardzo dobrze wysportowany i jest świetnym zawodnikiem, jednak na szczęście w meczu przeciwko nam nie pograł zbyt wiele. Nasi obrońcy świetnie sobie z nim radzili.

Gromnik to twoje miejsce na ziemi? Pomimo tego, że pochodzisz z Żurowej (gmina Szerzyny), to właśnie z tym klubem związałeś się na dobre.
Od zawsze marzyłem o tym, aby grać w piłkę. W Żurowej, gdzie mieszkam na co dzień, nie mamy żadnego klubu. Kiedy byłem w szóstej klasie szkoły podstawowej, to przez dwa lata uczęszczałem na treningi do Olszynki Ołpiny. Gra w piłkę strasznie mnie kręciła, jednak na dobrą sprawę do futbolu wróciłem dopiero w wieku 21 lat. To wówczas trafiłem do Gromnika, gdzie grał już mój brat, Dominik. Spodobał mi się projekt tego klubu. Najbardziej urzekło mnie to, że wszyscy razem tworzymy wielką rodzinę. Nie ma podziału na mniejsze grupy i wszyscy trzymamy się razem. To zapewne też ma przełożenie na wyniki na boisku. Nie wyobrażam sobie na obecną chwilę, abym miał grać w innej drużynie niż GKS Gromnik. Tak, to moje miejsce na ziemi.

Przez chwilę jednak przywdziewałeś koszulkę Legionu Pilzno i Olszynki Ołpiny…
W Legionie miałem szansę na grę w 4. lidze. Zagrałem tam jednak niecałą rundę. Wchodziłem na końcówki spotkań. Nie do końca mi to odpowiadało. Dodatkowo wszystko odbywało się w sezonie, kiedy cały świat zmagał się z koronawirusem. Mi przyplątała się z kolei kontuzja łękotki. Nie chciałem dłużej tego ciągnąć i postanowiłem wrócić do klubu z mojej gminy, czyli Olszynki Ołpiny, aby tutaj dojść do formy. Olszynka grała akurat w A-klasie, a dodatkowo dołączył do niej mój dobry znajomy z GKS Gromnik, Bartłomiej Niziołek. Graliśmy naprawdę fajną piłkę w Ołpinach. Sam zanotowałem średni sezon, ale kilka bramek i asyst udało mi się zapisać na koncie. Po zakończonych rozgrywkach wróciłem jednak do Gromnika i ponownie mogę cieszyć się grą w jego barwach.

Jesteś środkowym pomocnikiem. Na boisku pokonujesz wiele kilometrów. Czy fakt, że od dzieciństwa uprawiasz bieganie, bardzo pomaga ci w poruszaniu się na boisku?
Oczywiście, że tak. Jestem średniodystansowcem. Jeszcze kilka lat temu występowałem w wielu zawodach biegowych. Przeważnie były to dystanse 800-1500 metrów. Do sezonu zawsze jestem fantastycznie przygotowany pod kątem kondycyjnym. Sił zawsze starcza mi na 90 minut gry, a wiadomo, grając na środku, pomocy trzeba wspomagać napastników i pomagać również obrońcom. Systematyczne bieganie na pewno pozytywnie wpływa na moją postawę na boisku.

O czym wiele osób mogło się przekonać podczas ostatniego waszego meczu z TS Tuchovia. Podczas tego spotkania zapisałeś się w historii klubu z Gromnika, ponieważ strzeliłeś 100. bramkę w tegorocznych rozgrywkach…
Akurat padło na mnie (śmiech). Szczerze powiedziawszy, to już po rundzie jesiennej mieliśmy rozmowę z zespołem, że fajnie byłoby strzelić w tym sezonie 100 bramek. Nasz kapitan, Paweł Kafel zaproponował, że jeżeli uda nam się zdobyć tyle goli, to przygotuje na tę okoliczność mały prezent. Jeszcze tego nie zrobił, ale cierpliwie czekamy (śmiech). Przyłączyli się do tego także sponsorzy klubu, którzy dla całej drużyny stworzyli specjalne koszulki z napisem „100. goli”. Założyliśmy je na siebie zaraz po strzelonym przeze mnie golu z Tuchovią. Strzelić tyle bramek w sezonie to na pewno coś wyjątkowego. Cieszę się, że nam się to udało, a tym bardziej, że to ja byłem tym szczęśliwym strzelcem.

Zapewne myślicie już o kolejnym sezonie. Spędzicie go w 4. lidze, czy w 5. lidze?
Trzeba stawiać sobie, jak najwyższe cele, dlatego mam nadzieję, że powalczymy o 4. ligę. Będziemy musieli oczywiście wygrać nasz mecz barażowy, a nie będzie to łatwe. Pytanie też, czy nasz klub będzie stać na to, aby rywalizować z innymi drużynami na tym poziomie rozgrywkowym? Czekałyby nas dalekie wyjazdy, treningi musiałyby się odbywać trzy razy w tygodniu, a żeby osiągać dobre rezultaty, to w kadrze zespołu nie powinno zabraknąć lepszych piłkarzy, którzy zapewne musieliby także inkasować jakieś pieniądze. Nowa 4. liga, to w zasadzie już rozgrywki półamatorskie. Ciężko powiedzieć, czy udźwignęlibyśmy ich ciężar, jednak w moim odczuciu za wszelką cenę musimy o nie powalczyć.

Mówisz o trzech treningach tygodniowo. W drużynach amatorskich to praktycznie niemożliwe…
Zgadza się. Każdy z nas ma pracę, każdy ma życie prywatne. Mamy w drużynie kawalerów, ale mamy również zawodników, którzy mają żonę i dzieci. Duża grupa chłopaków na co dzień pracuje poza granicami Polski. Ciężko jest wszystko pogodzić, kiedy tak naprawdę z gry nie masz nic, oprócz własnej satysfakcji. W treningach musiałoby uczestniczyć za każdym razem co najmniej 15 zawodników, a nie muszę nikomu mówić, jak w rzeczywistości wygląda to w lidze okręgowej, A-klasie, czy B-klasie… Ja mam to szczęście, że obecnie jestem kawalerem i swój wolny czas mogę poświęcać futbolowi. Mam także kochającą dziewczynę Agnieszkę, którą jest wyrozumiała i wie, że piłka jest bardzo istotną częścią mojego życia.

Jako klub bylibyście w stanie udźwignąć organizację meczów na poziomie 4. ligi?
Myślę, że tak. Mamy odpowiedni budynek klubowy, stadion, na którym znajduje się niewielka trybuna… Naszym mankamentem jest murawa. Daleko jej do tej, jaką mają w Żabnie, czy Dąbrowie Tarnowskiej, ale myślę, że bez większych problemów uzyskalibyśmy licencję na grę w 4. lidze. Jeżeli wywalczymy ją sobie na boisku, to względy formalne nie powinny być dla nas przeszkodą.

Ty oczywiście zostajesz w Gromniku na kolejny sezon?
Jak najbardziej! Bez znaczenia jest to, czy będę występował w barwach GKS-u w 4. lidze, czy w 5. lidze. Mam w tej drużynie wielu znajomych. Tworzymy dużą i zgraną grupę, którą dodatkowo scala niesamowity facet, jakim jest Paweł Kafel. Dla mnie to ogromne wyróżnienie, że mogę grać z nim w jednym zespole. To kawał dobrego zawodnika, a także super człowieka. Moim marzeniem jest, abyśmy razem zagrali w 4. lidze. Spełniłbym wówczas swoje marzenie z dzieciństwa. Kiedy pojawiłem się jako kibic na spotkaniu Bruk-Bet Termaliki i widziałem przygotowywany do meczu stadion, to sam chciałem znaleźć się na miejscu tych zawodników. W nowej 4. lidze poczułbym już przynajmniej niewielką namiastkę zawodowstwa. Chcę tego doświadczyć!

Rozmawiał: Sebastian Czapliński

Skomentuj artykuł:
Udostępnij na swoim koncie: