Tomasz Mól: Słaby słuch nie przeszkadza mi w realizacji marzeń

– Od dzieciństwa cierpię na niedosłuch, który sprawia mi pewne utrudnienie w codziennym funkcjonowaniu. Piłka nożna pozwala mi jednak zapomnieć o mojej chorobie i stała się prawdziwą pasją. W maju reprezentowałem Polskę na Igrzyskach Olimpijskich osób niedosłyszących w Brazylii. Nie ma dla mnie rzeczy niemożliwych! – mówi pomocnik Jadowniczanki Jadowniki, Tomasz Mól.

Do ostatniej chwili walczyłeś z kolegami z Jadowiniczanki Jadowniki o pozostanie w lidze okręgowej…
Ostatecznie zajęliśmy 13 miejsce w lidze. Wyprzedziliśmy drużyny: Olimpię Bucze, Ceramikę Muchówkę i Victorię Słomkę. Utrzymanie zapewniliśmy sobie tak naprawdę w wygranym przez nas meczu z Ceramiką Muchówka aż 6:1. Nie da się jednak ukryć, że ten sezon był w naszym wykonaniu jednym z najgorszych w historii klubu. Wystarczy powiedzieć, że w rundzie jesiennej mieliśmy na swoim koncie raptem 3 pkt. W przerwie zimowej doszły zmiany w drużynie. Poza tym pod koniec września ubiegłego roku drużynę opuścił nasz dotychczasowy trener, a w jego miejsce pojawił się Sebastian Sępek. Wykonał on fantastyczną pracę. Świetnie przepracował z nami przerwę zimową i odmienił nasz zespół. Graliśmy coraz lepiej i to dzięki niemu mamy na koniec sezonu 27 pkt.

A jak oceniasz ten sezon w swoim wykonaniu?
Na pewno nie zaliczam go do udanych i chciałbym jak najszybciej o nim zapomnieć. Na ten moment na swoim koncie mam 5 bramek oraz 2 asysty. Spokojnie mogłem powiększyć swój dorobek, ale w niektórych sytuacjach brakowało mi skuteczności. Mimo wszystko cieszę się, że jako zespół zrealizowaliśmy swój cel, którym było utrzymanie. Zamiast tego bardzo cieszę się z utrzymania w lidze niż bramek.

Zostajesz w Jadownikach na kolejny sezon?
Jeśli nie będzie innych ofert, to zostaję w Jadowniczance. Na razie nie otrzymałem ofert z wyższych lig, ale jeżeli takie by się pojawiły, to nie ukrywam, że chciałbym spróbować swoich sił na wyższym poziomie, rywalizując z lepszymi drużynami.

Nie wszyscy wiedzą, ale na boisku rywalizujesz nie tylko z przeciwnikami, ale ze swoją chorobą.
Od dzieciństwa cierpię na niedosłuch, który sprawia mi pewne utrudnienie w codziennym funkcjonowaniu. Piłka nożna pozwala mi jednak zapomnieć o mojej chorobie i stała się prawdziwą pasją. Już w wieku 10 lat tata zapisał mnie do młodzików Aslana Jadowniki, czyli zespołu, który wówczas funkcjonował pod egidą Jadowniczanki. Z czasem dołączyłem do drużyny juniorów, a później seniorów. Z klubem z Jadownik związany był nie tylko mój tata, ale także dziadek, który wiele lat był działaczem w klubie. Pomimo swojego niedosłuchu, myślę, że świetnie radzę sobie na boisku. Moja wada słuchu na pewno nie pomaga mi w grze, ale nie jest też wielką przeszkodą. Na pewno muszę więcej rozglądać się na boisku, niż moi koledzy z drużyny. Słyszę gwizdek sędziego, ale z okrzykami i podpowiedziami ze strony kolegów, czy też trenera mam duży problem, dlatego często gestykulują oni w moim kierunku. Daję jednak radę…

Dajesz radę na tyle, że w maju reprezentowałeś Polskę na Igrzyskach Olimpijskich osób z niedosłuchem w Brazylii!
Zgadza się. Pod koniec 2020 roku otrzymałem wiadomość na Messengerze od trenera reprezentacji Polski, Piotra Ożóga z zaproszeniem na zgrupowanie kadry, które organizowane było w Rzeszowie. Było to dla mnie wielkie wyróżnienie. Oczywiście skorzystałem z propozycji. Zaprezentowałem się na tyle dobrze, że z czasem otrzymywałem kolejne powołania. Na jednym z nich, w trzech meczach kontrolnych zdobyłem dwa gole. Stałem się etatowym reprezentantem, a dzięki temu we wrześniu ubiegłego roku mogłem wystąpić w spotkaniu eliminacyjnym o Igrzyska Olimpijskie w Brazylii. Naszym rywalem była Szwecja. Udało nam się wygrać 2:0 i po raz pierwszy w historii naszego kraju zakwalifikowaliśmy się na tę imprezę…

Na której dotarliście do ćwierćfinału. To chyba dobry wynik?
Bardzo dobry! Igrzyska w Caxais do Sul rozpoczęliśmy od zwycięstwa z Uzbekistanem 6:0. Zagrałem w tym spotkaniu 55 minut i zdobyłem jedną z bramek. W drugim spotkaniu grupowym zremisowaliśmy z Senegalem 2:2, później wygraliśmy z Grecją 4:0, a w ostatnim spotkaniu przegraliśmy z Meksykiem 0:1. Ostatecznie zajęliśmy w grupie drugie miejsce i w ćwierćfinale trafiliśmy na bardzo mocną reprezentację Turcji. W tym spotkaniu nie mieliśmy kompletnie nic do powiedzenia i zostaliśmy rozbici aż 0:9. Jedynym naszym usprawiedliwieniem może być fakt, że od 59 minuty graliśmy w „10”. Później rywalizowaliśmy jeszcze o 5. lokatę, ale najpierw przegraliśmy z Włochami 1:2, a następnie zanotowaliśmy porażkę z Iranem również 1:2. Zajęliśmy ostatecznie 8. lokatę i uważam to za spory sukces. Był to nasz debiut i zaprezentowaliśmy się bardzo dobrze.

Sam również nie możesz narzekać na swoją postawę.
To prawda. Zagrałem we wszystkich spotkaniach. Strzeliłem też na turnieju bramkę. Atmosfera była magiczna. Można było poczuć prawdziwe święto piłki nożnej. W Brazylii spędziłem blisko 3 tygodnie, jednak odczucia z pobytu w tym kraju mam mieszane. Jest to bez wątpienia piękny kraj, z zapierającymi w dech piersiach krajobrazami, ale nie da się ukryć, że jest to również bardzo biedne państwo, co widać na ulicach. Jedzenie także nie było tak dobre, jak w naszym kraju…

W Jadownikach są zapewne z ciebie bardzo dumni. Jak odbierano twój sukces?
Jestem pierwszym reprezentantem Polski z tego klubu. Co prawda jest to drużyna osób z niedosłuchem, ale jednak to zawsze reprezentacja. W klubie mój sukces przyjęto świetnie. Wszyscy są ze mnie dumni. Na facebooku klubu przygotowano nawet specjalną relację z turnieju w Brazylii. W tej chwili jestem pierwszym reprezentantem Polski z Jadowniczanki, ale nie ukrywam, że chciałbym być również pierwszym medalistą dużej, międzynarodowej imprezy. W ciągu najbliższych 3 lat oprócz kolejnych Igrzysk Olimpijskich odbędą się także Mistrzostwa Europy oraz Mistrzostwa Świata. Chcę, z którejś z tych imprez wrócić z medalem!

Rozmawiał: Sebastian Czapliński