– Nasze drogi najprawdopodobniej się rozejdą. Na razie chciałbym pozostawić to bez komentarza. To sprawa pomiędzy mną a zarządem klubu – mówi Dariusz Bałut, napastnik Czarnych Jasło.
17 bramek w barwach Czarnych Jasło. Taki wynik brałbyś przed rozpoczęciem rundy jesiennej w ciemno?
Chyba każdy napastnik nigdy nie jest zadowolony z liczby strzelonych bramek. Zawsze chciałoby się strzelać ich więcej i więcej… Mimo tego rundę jesienną mogę zaliczyć do udanych, ponieważ do goli dołożyłem 11 asyst, więc tzw. punktacja kanadyjska jest dla mnie dobra.
Wiele osób twierdzi, że jesteś stworzony do gry w barwach Czarnych Jasło, chociaż twoja pierwsza przygoda z tym klubem nie należała do najbardziej udanych, m.in. przez kontuzję, której wówczas się nabawiłeś.
Możliwe, że jestem stworzony dla tego klubu, ale to nie mnie oceniać. Kiedy pierwszy raz związałem się z Czarnymi, leczyłem kontuzję obydwu kolan i nie mogłem pokazać pełni możliwości. Będąc na treningu Glinika Gorlice, jeden z zawodników mocno mnie zaatakował, co sprawiło nabawienie się poważnej kontuzji. Trudno było dojść po tym incydencie do pełnej formy.
Co sprawi ci większą frajdę – awans z klubem ligę wyżej, czy sięgnięcie po koronę króla strzelców?
Na razie nie wiem, czy… będę grał w barwach Czarnych w następnej rundzie. Gdyby tak się jednak stało, to przede wszystkim wybrałbym awans z okręgówki. Korona króla strzelców byłaby już tylko wisienką na torcie.
Kibice Czarnych nie będą cię już podziwiać w koszulce swojego klubu?
Nasze drogi najprawdopodobniej się rozejdą…
Możesz zdradzić powód takiej decyzji?
Na razie chciałbym pozostawić to bez komentarza. To sprawa pomiędzy mną a zarządem klubu.
Czarnych stać na to, aby wywalczyć w tym sezonie awans z ligi okręgowej?
Myślę, że Czarni Jasło to główny kandydat do awansu. Zarówno zarząd, jak i ludzie, którzy pomagają temu klubowi, stworzyli ekipę na bardzo wysokim poziomie organizacyjnym. Zawodnicy jak na ligę okręgową są bardzo dobrze wyszkoleni technicznie, a także mocni fizycznie. Wydaje mi się, że najtrudniejszymi rywalami w drodze po awans będą Start Rymanów oraz Cosmos Nowotaniec. Obie ekipy grają bardzo przyzwoitą piłkę. Trzeba wygrywać każdy kolejny mecz. To klucz do sukcesu.
Ostatnie dwa sezony to popis umiejętności strzeleckich z twojej strony. Jesteś w swoim najlepszym okresie w karierze?
Runda wiosenna, kiedy byłem jeszcze zawodnikiem Czarnovii Czarna, była świetna w moim wykonaniu. Strzeliłem 27 bramek tylko w rundzie wiosennej i zaledwie 8 trafień zabrakło mi do zwycięzcy klasyfikacji strzelców, który w przeciwieństwie do mnie rozegrał cały sezon. Obecnie w drużynie Czarnych Jasło mam na swoim koncie 17 bramek, ale patrząc przez pryzmat minut spędzonych na boisku, okazuje się, że zagrałem średnio w około 11 spotkaniach. W swojej pierwszej przygodzie z Czarnymi zdobyłem 4 bramki w rundzie oraz zanotowałem 4 bramki w Pucharze Polski, więc teraz podpisując umowę, chciałem udowodnić wszystkim, że wówczas źle trafiłem z formą i stać mnie na o wiele lepszą grę. Myślę, że to się udało i nikt w Jaśle nie żałuje, że postawiono na moją osobę.
Dlaczego zatem nie wyszła ci ostatnia przygoda z Ciężkowianką, której przecież jesteś wychowankiem?
Źle wspominam rundę jesienną ubiegłego sezonu w barwach drużyny z Ciężkowic. Nie było chłopaków do grania w klubie, zabrakło organizacji… Przed niemal każdym meczem drżeliśmy o to, czy uzbiera nas się jedenastu do gry… To wszystko źle się później przekładało na atmosferę oraz na wyniki, więc na koniec rundy dało nam to bardzo skromną zaliczkę punktową.
Ciężkowianka spadła z ligi, chociaż w klubie mocno zainwestowano w kadrę w rundzie wiosennej, ściągając m.in. dwóch Brazylijczyków. Ty już na wiosnę nie zagrałeś. Czy z tobą w składzie sztuka związana z utrzymaniem by się udała?
Moim zdaniem ściągnięcie Brazylijczyków nic ostatecznie nie wniosło, ponieważ szczerze mówiąc, na ligę okręgową byli po prostu za słabi. Odszedłem z Ciężkowianki, ponieważ chciałem, aby kadra była na wiosnę znacząco wzmocniona. Zarząd klubu niczego nie mógł jednak obiecać, więc zacząłem uczęszczać na treningi do Tarnovii. Trenowałem tam miesiąc, aż w końcu trafiłem do Czarnovii, gdzie zastałem fantastyczną ekipę, z którą zdobyliśmy 2. miejsce w lidze okręgowej, co było historycznym wyczynem dla tego klubu.
Ile jest w tym prawdy, że z „Darek Bałut ma bardzo trudny charakter i nie każdy wytrzyma z nim w jednej szatni”?
Czy mam trudny charakter? Hmm… Myślę, że tak zostało to zapamiętane, kiedy byłem jeszcze młodym i ambitnym zawodnikiem. Zawsze chciałem dążyć do osiągnięcia jak najwyższych celów. Poprzez swoją grę chciałem osiągnąć jak najwięcej. Niestety moja życiowa droga i kilku ludzi, którzy zablokowali pojawiające się opcje transferowe do wyższych lig uniemożliwiły mi pełny rozwój. Od wielu osób słyszę dziś, że powinienem być w innym miejscu swojej przygody z piłką. Zaufałem w swoim życiu niewłaściwym osobom, ale jak to się mówi – człowiek całe życie uczy się na błędach. Sam mam nauczkę, ale wiem, że jeżeli mój syn Nikodem, kiedyś będzie podobnie jak ja biegał za piłką, to będę powtarzał mu na każdym kroku, aby nie popełniał moich błędów. Postaram się go ukierunkować i poprowadzić zupełnie inaczej, niż osoby, którym sam kiedyś zaufałem.
W Ciężkowicach nastąpiły teraz spore zmiany. Zmienił się m.in. prezes klubu. Zagrasz jeszcze kiedyś w Ciężkowiance?
Zarząd w Ciężkowiance się zmienił. Zasiadają w nim moi koledzy z boiska. Prezesem i wiceprezesem klubu zostały osoby, z którymi niegdyś razem reprezentowaliśmy Ciężkowiankę. Chciałbym doradzić im, aby prowadzili klub na własnych zasadach, wzięli go we własne ręce i nie słuchali przypadkowych osób z boku, które chcą im „pomagać”. Wówczas do niczego dobrego to nie doprowadzi. Czy kiedyś wrócę do Ciężkowianki? Może być różnie i nigdy nie mów nigdy… Kiedyś będę musiał zakończyć swoją karierę, chociaż moim celem jest grać nawet do 50. Nie będzie to łatwe, ale jeżeli zdrowie pozwoli, to wszystko w moich nogach. Karierę chciałbym zakończyć w Białej Lubaszowa, bo z tej miejscowości pochodzę i tam dorastałem. Moim marzeniem jest więc tam wrócić, a może i coś fajnego wspólnie zbudować. To jednak na razie odległe czasy i żyję tym, co przyniesie kolejny dzień. Cieszę się synem Nikodemem i żoną Beatką. Cieszę się rodziną, którą razem stworzyliśmy. Chciałbym ich pozdrowić i podziękować. Moja żona stoi za mną murem i zawsze mogę liczyć na jej wsparcie i podpowiedź w kwestii tego, czy kolejny wybór w mojej przygodzie z piłką na pewno jest dobrym ruchem. To dla mnie naprawdę ważne…
Rozmawiał: Sebastian Czapliński